poniedziałek, 8 czerwca 2009

Poczet ejakulatów wrocławskich, czyli co się skończyło dziesięć lat temu?

I oto minęła dwudziesta rocznica 4 VI (tego 4.VI). W związku z nią w wielu miejscach można było przeczytać artykuły porównujące dziesiejszą rzeczywistość z Polską a.d. 1989 (jedną z takich historii możecie przeczytać tu).

Ja pokuszę sę o porównanie obecnej rzeczywistości nie z tą sprzed dwudziestu lat, ale z tą sprzed lat dziesięciu.

Spytacie: co się stało dziesięć lat temu? Odpowiadam: obchodziliśmy wtedy dziesiątą rocznicę wolnych wyborów.

Być może ząb czasu (nie mylić z duchem czasu, Zeitgeist, patrz tu) dokonał na mojej znaczących uszczerbków, ale nie pamiętam, żeby dziesiąta rocznica upływała tak wesoło, jak obecna. Jakoś tak ciszej było i nikt, włącznie z Frasyniukiem, nie wpadał wtedy na pomysł ustanawiania 4 VI dniem wolnym od pracy.

Jakoś tak zupełnie inaczej jawił się wtedy Polakom ten 4 VI. Wtedy rozumiało się samo przez się, że był to dzień zwycięstwa, odzyskania wolności, odbicia się do wielkego skoku cywilizacyjnego. O tym, że Wałęsa był agentem, a okrągły stół oszustwem, można było przeczytać jedynie w przeróżnych Mać Pariadkach, Stańczykach i innych periodykach dla wariatów. Na rynku wydawniczym panowała niepodzielnie tylko jedna gazeta i, chociaż już wtedy jakoś tak wstyd ją było czytać, to jednak niewiele osób czytało co innego.

Jakże inaczej 4 VI przedstawia się dzisiaj! W międzyczasie stał się on polem bitwy (podobnym polem bitwy stał się zresztą Wałęsa). Sprzedali Polskę komunistom czy nie sprzedali? Takie pytanie przedostało się do dyskursu publicznego. Czy to dlatego dzisiaj należało dziękować za wolność i pić za nią toast?

---

4 VI 1999 Wrocław żył bardziej rocznicą masakry na placu Tienanmen niż rocznicą wolnych wyborów. Na placu Dominikańskim odbywała się wtedy uroczystość odsłonięcia repliki pomnika solidarności z chińskimi studentami, który stanął nielegalnie i spontanicznie na placu Dzierżyńskiego. W 1999 władza postanowiła uczcić ten protest stawiając pomnik już mniej spontaniczny, ale za to w pełni legalny.

Przy tej okazji odbyła się we Wrocławiu ostatnia akcja Pomarańczowej Alternatywy. Oczywiście P. A. jako ruch masowy skończyła się dziesięć lat wcześniej, ale jej buńczuczny duch wciąż unosił się we Wrocławiu. Major przebywał na wygnaniu w Paryżu i póki trzymał się z dala od Polski, póty mit Pomarańczowej trzymał się jeszcze całkiem dobrze.

Wu Tsy zebrał wtedy kilkudziesięcioosobową grupę, która z transparentem "Czy czytałeś już Folwark Zwierzęcy?" i czapkami krasnali na głowach skutecznie zdołała popsuć humory śmietance, która bawiła na uroczystości odsłonienia pomnika (dzień później gazety używały w relacjach tych samych zwrotów, co dziesięć lat wcześniej: grupa nieznanych osób w czapkach krasnali zakłóciła przebieg...).

Niedługo później wrócił Major i wtedy rozpoczął się ostatni pochód krasnoludków. Gdzie się zakończył? Na to pytanie odpowie Wam każdy niemiecki turysta odwiedzający Wrocław.

---

Dziesięć lat temu powstawała we Wrocławiu fontanna. Kosztowała 2 miliony złotych, umieszczona ni w pizdę ni w parapet na placu Gołębim, wzbudziła we Wrocławiu sporo szumu. Jednym się podobała, drugim nie. Sprawa była dyskutowana. Ci, którym się nie podobała, byli głośni i to nie tylko w Internecie. Ich protest słychać było także na ulicy, by wspomnieć tylko o akcjach Frontu Południowo Zachodniego. Przed oczyma staje mi legendarny Czaha, wrocławski fotograf, biegający po ulicy Świdnickiej z okrzykiem "Ejakulat!".

Dzisiaj przy Hali Ludowej powstała fontanna za 20 milionów złotych. Owszem, również wzbudziła kontrowersje: ekologów poruszonych losem żab zamieszkujących teren przyszłej fontanny. Głównym medium tego protestu było forum Gazety Wyborczej. Czy odbyły jakieś pikiety? Nic mi o tym nie wiadomo.

4 VI pod Halą Ludową zgromadziło się za to 20 tysięcy ludzi, chcących obejrzeć otwarcie nowej fontanny (przypominającej w akcji gargantuicznej wielkości wygaszacz ekranu). Tłum zrazu dość niemrawo reagował na wodzirejskie zachęty A teraz wszyscy wrocławianie skandują: niech żyje wolność!. Niemniej wielobarwne ejakulacje fontanny, których efekt wzmacniany był jeszcze eksplozjami fajerwerków, szybko wywoływały u rzeczonych wrocławian okrzyki zachwytu.

Gdy wybrzmiały już ostatnie akordy Walkirii, a w fontannie niespodziewanie pojawił się osobnik, który chyba nazbyt do serca biorąc sobie słowa spikera, tłum wciąż wiwatował. Kiedy jednak nieszczęśnik wyszedł na brzeg i zatrzymała go ochrona, na tłumie nie zrobiło to większego wrażenia. Wszyscy rozchodzili się do domów. Rozkoszowano się wolnością, martwiąc się czekającymi korkami. Tylko ktoś bardzo pijany ryknął z wielką żałością w głosie: "Uwolnić politycznych!".

Parę dni później pod krytycznym artykułem na łamach Centrum Informacji Anarchistycznej przeczytałem taki oto komentarz:

Fantastyczne widowisko! Byłem dwa razy na tym pokazie i za każdym razem przechodziły mnie ciarki. Tego nie da się opisać to trzeba zobaczyć! Później wejście ma być płatne więc inwestycja się zwróci.

(nie wierzysz? patrz tu)

---

Dwadzieścia lat temu coś się w Polsce skończyło. Dziesięć lat temu też. Może nie tak nagle (zresztą, czy w 1989 coś działo się nagle?) i nie bardzo wiem co (zresztą, czy ktoś wie, co się skończyło w 1989?). Może to, że dzisiaj po krasnoludkach pozostały już tylko skamienieliny i relikty glacjalne? Może to, że wtedy wrocławianie dyskutowali jeszcze nie tylko na forum GW? A może to, że dziesięć lat temu anarchiści ciarek szukali gdzie indziej?

Jaka będzie trzydziesta rocznica 4 VI? Jaką fontannę wtedy będziemy świętować, ile będzie kosztować i jak bardzo wszyscy będą mieć wszystko w dupie?

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

oddajcie za bilety

Anonimowy pisze...

Słynne 21 postulatów sierpniowych zawierało więcej przyziemnych żądań o charakterze finansowo-bytowym niż tych politycznych, wiele z nich zresztą wygląda na księżycowe żądania umieszczone tylko po to, żeby było co oddawać w negocjacjach za te podwyżki i przywileje pracownicze; np. pierwsza część żądania 12-tego brzmiałaby nawet dzisiaj dość zabawnie w praktycznie każdym kraju na świecie -- równie dobrze można się domagać, żeby każdy zarabiał trzykrotność średniej krajowej.

Przeprowadziłem na znajomych serię amatorskich eksperymentów. Zadawałem im pytania typu "Wyobraź sobie, że wygrywasz jakąś mega kumulację w totka, co zrobisz z tą kasą" albo "Wyobraź sobie, że masz atrybut wszechmocy, co z takim pałerem zrobisz" itd. w różnych wersjach, w zależności od osoby.

Prawie wszyscy zaczęli swoje wirtualne super możliwości od zadbania o swój status materialny. Potem z reguły coś w stylu statusu materialnego rodziny (uwaga: niezależnie od tego, czy pytaniem narzucałem wątek materialny czy nie, moi "respondenci" błyskawicznie do niego przechodzili). Większość prędzej czy później większość zaczęła myśleć trochę dalej niż o sobie i swoim otoczeniu. I -- jakżeby inaczej -- również w kategoriach materialnych. Wirtualne rozdawnictwo królowało na maksa.

Z tym chlebem i igrzyskami to nie żarty. Czy ktoś protestuje, że we Wrocławiu idzie jakiś miliard złotych na zbudowanie stadionu na Euro? Dwadzieścia basiek za kolorowy Wytrysk Dutkiewicza to przy tym pikuś. Pytanie ze słynnej książki Fromma nie jest już chyba dzisiaj pytaniem, między mieć i być nasza kultura postawiła znak równości.

Wolności jest coraz więcej, także tej, na którą jest chyba największy popyt, czyli wolności do kupowania co się tylko chce. Stajemy się Zachodem z całym dobrodziejstwem inwentarza.

Czarek